Czy po pięćdziesiątce, będąc od wielu lat żoną, matką i gospodynią domową, można zmienić spojrzenie na życie i odmienić całkowicie swoje wieloletnie nawyki żywieniowe? Otóż można!

Założyłam tego bloga w trzy miesiące po tym, jak wraz z mężem, do niedawna zatwardziałym mięsożercą, postanowiliśmy całkowicie zrezygnować z produktów odzwierzęcych i przejść na dietę roślinną, czyli wegańską.

Chcę Wam o tym opowiedzieć: opowiedzieć o tym co nami kierowało i zachęcić do zastanowienia się nad tym, co jecie. Ośmielić tych, którzy już trochę wiedzą, i którzy chcieliby zrobić podobny, wielki krok, ale nie mają odwagi.

Kuchnia wegańska nie jest ani niesmaczna, ani monotonna. Jest za to dla nas o wiele zdrowsza i pełna nowych smaków. Chcę Was tu o tym przekonać. To jak odkrywanie wielkiego, ciekawego świata za ogromnym oceanem niewiedzy. Może pokonamy go razem?


30.10.2016

Kuchnia roślinna jest wśród nas, czyli gołąbkowe refleksje :)


Tak sobie dziś rozmyślałam, przy robieniu gołąbków, że potrawy roślinne nie pojawiły  się w naszej kuchni dopiero teraz. Jadamy je przecież od lat, tylko dawniej nie nazywaliśmy ich wegańskimi :)

Takie na przykład gołąbki. Od zawsze były jedną z ulubionych potraw w naszym domu. Miały wersję mięsną, ale też i bezmięsną. Najczęściej to był ryż z grzybami, raz czy dwa spróbowałam nadzienia z kaszy gryczanej. 

Teraz pozwalam sobie na więcej różnorodności w komponowaniu gołąbkowego nadzienia. Na początek trochę inspiracji z netu, a później hulaj dusza! Jak to zwykle bywa z moim gotowaniem :)

Dziś nadzienie z ziemniakami, pieczarkami i suszonymi pomidorami. Porządnie przyprawione pieprzem, trochę czosnku.  

Ziemniaku najpierw ugotowane (niech żyją resztki z poprzedniego dnia!), potem ubite, ale niezbyt dokładnie. 


Nadzienie nie wygląda zbyt fotogenicznie. Ale mówie Wam: smakowało obłędnie! 


Dodatkowo, moje ostatnie odkrycie gołąbkowe: używam kapusty włoskiej zamiast normalnej. Nie wiem dlaczego nigdy wcześniej na to nie wpadłam! Podejrzałam to na blogu Vegenerata Biegowego. Zawsze męczyłam się topiąc wielką kapuścianą głowę w garze pełnym wrzątku, żeby zdjąć jeden po drugim jej liście. Okropnie żmudna robota. Kapusta włoska natomiast pozwala sobie zdjąć listki bez problemu i dopiero później wkładam je luzem, na chwilę, do gorącej wody, żeby trochę zmiękły i dały się ładnie zawinąć. 



Dodatkowa zaleta kapusty włoskiej: gotuje się znacznie szybciej niż z normalna biała. Nareszcie nie muszę poświęcać połowy dnia na przygotowanie gołąbków!



Ostatnia fotka już wieczorna, więc, jak zwykle, jakościowo dość nędzna. Ale gołąbki były pyszne!

Takich potraw wegańskich bez weganizmu i u Was na pewno się parę znajdzie.

Okazuje się, że kuchnię roślinną znamy od lat!


4 komentarze:

  1. Znakomicie zdejmują sie liście z kapusty kiszonej w calych głowach, a i smak jest rewelacyjny takich gołąbków!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo, tylko skąd taką kiszoną głowę wytrzasnąć. Od razu mówię, że do kiszenia głów w beczkach jeszcze nie dojrzałam ;P

      Usuń
  2. Zrobilam wg Twego przepisu, dobrze zapieklam, najlepsze byly na drugi , trzeci dzien, wspaniale!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, bardzo się cieszę :) U nas niestety nie ma szans spróbowania czegokolwiek na trzeci dzień, a nawet na drugi jest bardzo rzadko...

      Usuń