Czy po pięćdziesiątce, będąc od wielu lat żoną, matką i gospodynią domową, można zmienić spojrzenie na życie i odmienić całkowicie swoje wieloletnie nawyki żywieniowe? Otóż można!

Założyłam tego bloga w trzy miesiące po tym, jak wraz z mężem, do niedawna zatwardziałym mięsożercą, postanowiliśmy całkowicie zrezygnować z produktów odzwierzęcych i przejść na dietę roślinną, czyli wegańską.

Chcę Wam o tym opowiedzieć: opowiedzieć o tym co nami kierowało i zachęcić do zastanowienia się nad tym, co jecie. Ośmielić tych, którzy już trochę wiedzą, i którzy chcieliby zrobić podobny, wielki krok, ale nie mają odwagi.

Kuchnia wegańska nie jest ani niesmaczna, ani monotonna. Jest za to dla nas o wiele zdrowsza i pełna nowych smaków. Chcę Was tu o tym przekonać. To jak odkrywanie wielkiego, ciekawego świata za ogromnym oceanem niewiedzy. Może pokonamy go razem?


25.03.2018

Dwa lata ...

Już niedługo stukną mi dwa lata weganizmu.
To i dużo, i mało.

Jest mi z tym wyborem bardzo dobrze, żałuję tylko, że tak późno odważyłam się na ten krok. Wydawał się trudny, okazał się najprostszy w świecie. 

I... jakoś lepiej świat wygląda, wierzcie mi.

Ten blog powstał po to, aby zachęcić moich znajomych i nieznajomych którzy tu trafią, do innego spojrzenia na życie. 

Chcę pokazać że, rezygnując z jedzenia zwierząt i pozyskiwanych od nich w okrutny sposób produktów, nie rezygnuje się z dobrego jedzenia. Wręcz przeciwnie. Przez ostatnie dwa lata rozszerzyłam swoje kulinarne horyzonty, poznałam mnóstwo nowych  smaków, dokonałam też kilku zadziwiających odkryć, które przyczyniły się do obalenia istniejących przez te wszystkie lata w mojej (i nie tylko mojej) kuchni mitów.

Nie miał to być blog z przepisami, bo takich wegańskich blogów jest w sieci wiele, a linki do kilku z nich umieściłam na bocznym pasku, żeby łatwiej było wyszukać ciekawe roślinne potrawy.

No ale dość ciężko byłoby się powstrzymać przed pokazywaniem i polecaniem tu prostych i pysznych dań, które mogą Was zachęcić do wypróbowania tego sposobu jedzenia. Dlatego też je pokazuję :)

Jeśli chodzi o wegańskie gotowanie, mogę powiedzieć, że pierwszy etap  mam już za sobą. Nie muszę już wyszukiwać przepisów w sieci, kuchnia roślinna jest tak samo łatwa i intuicyjna jak każda inna. Kiedy się już człowiek trochę rozejrzy i pozna jej możliwości, można po prostu dalej spokojnie żyć, gotować i do woli najadać się pysznościami :)

Ponieważ zbliżają się Święta, przypomniała mi się drożdżowa baba, którą upiekłam po raz pierwszy dokładnie rok temu, z lekką co prawda "dozą nieśmiałości", bo jakże to: baba drożdżowa bez jaj ma mi wyjść? 

No ale wyszła. Bez cudów. Pięknie wyrośnięta, pachnąca i pyszna!


Przepis na nią znalazłam tutaj, na jednym z lepszych blogów kulinarnych jakie znam, co prawda wcale nie wegańskim, ale jego autorzy dość często zamieszczają wegańskie przepisy i chwała im za to, bo są naprawde świetne. 

Zamiast jaj zaproponowano tu użycie ugotowanej i zmiksowanej marchewki, która, jak się okazuje, potrafi nadać ciastu lepkość i piękny kolor nie gorzej od nich. 

Po raz kolejny prysł mit rzekomo niezastąpionych w kuchni jaj...

To doświadczenie dodało mi odwagi do eksperymentów i już wiem, że nie musimy rezygnować z naszego ukochanego drożdżowego ciasta zwanego topielcem. Wychodzi tak samo pyszne z marchewką!

Ostatni mój wyczyn, to zweganizowanie przepisu na ulubiony keks. Tam było trzeba trochę więcej odwagi, bo poza jajami występowała w nim również ubita piana. Poszłam na całość i dodałam pianę z aquafaby. Udało się!

Co prawda, trochę za dużo tej piany dodałam i trochę mi ciasto wyszło za mokre, ale nie zamierzam się poddać i niedługo będziemy jeść kolejny wegański keksik, pochwalę się wtedy i fotką, i przepisem.

No ale przecież poza ciastami, których dużo nie piekę z uwagi na chęć ograniczenia spożycia cukru,  jest w naszym zasięgu wiele inych pyszności. 

Będę tu o nich jeszcze opowiadać i będę Was dalej zachęcać. 









2 komentarze: