Pasztety warzywne to następny rodzaj dań, kóre uwielbiam i jeść, i robić.
Po pierwsze, dlatego, że są pyszne i można je jeść zarówno na chlebie jak i osobno. Ja wolę bez chleba.
Po drugie, dlatego, że robi się je szybko i łatwo.
A po trzecie, bo można je zrobić z tego, co akurat zalega w lodówce. To bardzo wygodne, a pasztet wychodzi za każdym razem trochę inny, co również ma swój urok. Można też poszaleć sobie z przyprawami i nie trzeba specjalnie trzymać się przepisów, czego, jak może już wiecie, nie cierpię. Aczkolwiek oczywiście warto jakieś ogólne zasady zachować. Ja te ogólne zasady przyswoiłam sobie ze świetnego przepisu Jadłonomii na "pasztet warzywny doskonały". Pierwszy pasztet robiłam według tego właśnie przepisu, a później to już jak zawsze u mnie - luźna inspiracja, zwana czasem też wolną amerykanką :) Zachowałam sobie tylko zasadę dodawania kaszy jadlanej ugotowanej i surowej - bardzo fajny patent, bo kasza trzyma pasztet w tak zwanej "kupie" i dzięki niej jest mniej lub bardziej zwarty, zależnie od tego ile tej kaszy wrzucimy.
I nieprawdą jest, jakoby do pasztetu konieczne były jaja. Bez jaj, absolutnie!
Pokażę na fotkach jak robiłam ostatni pasztet, co prawda już niezbyt zgodnie z oryginalnym przepisem, ale "ogólne zasady" pozostały :)
W lodówce zalegała mi marchew a na parapecie dynia. No to obie siup do gara (najpierw podsmażyłam cebulkę i trochę przypraw, bo lubię)
Później znalazłam jeszcze kawałek selera, też skończył marnie (a to feler...).
Poddusiłam, aż wszystko było miękkie i dorzuciłam jeszcze przypraw i natki pietruszkowej.
Zmiksowałam przy pomocy patyka, zwanego też żyrafą. Jak widać, niezbyt dokładnie, ale tak lubię.
Kaszę właściwie należało dodać przed zmiksowaniem, wtedy pasztet byłby bardziej zwarty, No ale ja zrobiłam odwrotnie. Dodałam na końcu. I też fajnie.
Mój kolorowy pasztecik po upieczeniu:
W przekroju widać wszystkie składniki. Kto chce gładszą konsystencję, musi sobie dłużej pomiksować, no i dodać kaszę PRZED miksowaniem, a nie po.
A to już najprzyjemniejszy widok, czyli pasztet na moim talerzu, z pomidorem, ogórkiem własnej roboty (Kasiu z Okołokuchennie, Twój przepis :) oraz majonezem wegańskim - bez jaj! :)
A tu jeszcze fotka jednego z poprzednich pasztetów, trochę bardziej zwarty i gładszy był, bo właśnie kaszę dodałam przed miksowaniem.
No więc kolejne danie, przy którego przygotowaniu można sobie poimprowizować. I naprawdę zachęcam Was. Bo i łatwe to, i smaczne, i zdrowe.