Czy po pięćdziesiątce, będąc od wielu lat żoną, matką i gospodynią domową, można zmienić spojrzenie na życie i odmienić całkowicie swoje wieloletnie nawyki żywieniowe? Otóż można!

Założyłam tego bloga w trzy miesiące po tym, jak wraz z mężem, do niedawna zatwardziałym mięsożercą, postanowiliśmy całkowicie zrezygnować z produktów odzwierzęcych i przejść na dietę roślinną, czyli wegańską.

Chcę Wam o tym opowiedzieć: opowiedzieć o tym co nami kierowało i zachęcić do zastanowienia się nad tym, co jecie. Ośmielić tych, którzy już trochę wiedzą, i którzy chcieliby zrobić podobny, wielki krok, ale nie mają odwagi.

Kuchnia wegańska nie jest ani niesmaczna, ani monotonna. Jest za to dla nas o wiele zdrowsza i pełna nowych smaków. Chcę Was tu o tym przekonać. To jak odkrywanie wielkiego, ciekawego świata za ogromnym oceanem niewiedzy. Może pokonamy go razem?


25.09.2016

Wegańskie smaczki :)

Napisałam wcześniej, że tajemnicą smacznej wegańskiej kuchni są przyprawy. I naprawdę są.

Oprócz dość oczywistego faktu, że zwykłe warzywa i znane nam od lat potrawy z warzyw, kiedy się je przyprawi porządną garścią ziół, nabierają innego, jeszcze lepszego smaku, odkryłam również trzy przyprawy, bez których obejść się w moim wegańskim pichceniu nie umiem.



Kiedy przez pół wieku jadło się miesa, jaja i sery, czasem człowiek chciałby poczuć w ustach ich smak. Nie dlatego przecież je odrzucamy, że nagle przestały nam smakowaać, tylko dlatego, że nie chcemy przyczyniać się do dręczenia zwierząt, bo tylko tak można nazwać sposób ich produkcji.

Wierzcie mi, że mało o tym wiecie, bo ta wiedza jest bardzo starannie ukrywana pod płaszczykiem reklam z super zdrowym serkiem i uśmiechniętymi krówkami.


Nawet ja sama wiem niewiele, ale już to co wiem wystarczy, żeby nabiał rósł mi w ustach na samą myśl o tym jak jest produkowany.

No więc wybieram życie bez nabiału. A jednak czasem zatęskni mi się do zapiekanki z serem, czy na przykład do majonezu, którego zdawałoby się bez jajek nie da się przyrządzić. No i powiem Wam: owszem, da się!

Tu do gry wchodzą właśnie przyprawy.  

Ta moja ulubiona trójka to: papryka wędzona, czarna sól himalajska i płatki drożdżowe. Te ostatnie to raczej dodatek niż przyprawa, ale w sumie można i tak je nazwać, bo ich zadanie polega głównie na dodaniu smaku.

Papryka wędzona była mi znana już wcześniej, używałam jej czasem do pieczonych mięs albo do różnego rodzaju sosów. W wege-kuchni potrafi świetnie "podkręcić" smak potrawy. Warto dodać jej do fasolki w pomidorach czy leczo, nie będzie wtedy brakowało nam skwarek z wędzonego boczku. Jest dla niej naprawdę dużo różnych zastosowań, uważam że powinna znaleźć się każdej wegańskiej kuchni.


Słyszeliście kiedyś o czarnej soli himalajskiej kala namak? Ja też dotąd nie słyszałam. Pojawiła się u nas w domu, kiedy córka zatęskniła za smakiem jajecznicy.


Przyznam, że patrzyłam na jej tofucznicę z dystansem. Dziś sama ją zajadam i to z dużym apetytem :)



Podstawowe składniki to serek tofu, kurkuma oraz właśnie himalajska czarna sól, która dzięki zawartości związków siarki ma niesamowity "jajeczny" smak. Oprócz tego można, a nawet trzeba, dorzucić swoje ulubione dodatki typu cebulka czy pomidor i tofucznica gotowa. Oczywiście ma zupełnie inną konsystencję i inny smak, niż prawdziwa jajecznica. No ale nie jest przecież zrobiona z jajek, a jajeczny smak i tak czujemy. Polecam na wegańskie śniadanko!

Ten jajeczny smak czarnej soli przydaje się w kuchni nieraz, np. przy smażeniu warzywnych czy sojowych kotletów, albo przy robieniu past do smarowania chleba. Oprócz tego, że ma ten swój specyficzny smak, sól kala namak jest też zdrowa. Może nie jadłabym jej w olbrzymich ilościach, jak zresztą żadnej soli, ale skoro używa się jej w medycynie ajurwedyjskiej, między innymi przy niestrawnościach, to chyba znaczy że warto ją poznać i stosować.

Trzecia przyprawa, o której też nigdy wcześniej nie słyszałam, a teraz nie mogę się bez niej obyć, to płatki drożdżowe. Mają niezwykły smak, nie przypominający żywych drożdży, ale za to posypana nimi potrawa wzbogaca się o pyszny serowy posmaczek. Dosypuję je też do majonezu, który robię na mleku sojowym. Używam ich bardzo często, bo naprawdę fajnie podrasowują różne dania. Można posypać nimi zapiekankę, albo nawet pizzę.

I znów, nie dość że smaczne, to jeszcze bardzo, bardzo zdrowe. Wystarczy spytać wszechwiedzącego wujaszka google'a, żeby się o tym przekonać. Mają całkiem niezłą zawartość różnych potrzebnych nam składników, w tym witamin z grupy B, a przez to że nie są aktywne, można jeść je też na surowo: dodawać do sałatek, czy posypać kanapkę. Bardzo do nich zachęcam!

Niestety, niełatwo dziś jeszcze znaleźć to wszystko w zwyczajnych sklepach, aczkolwiek muszę przyznać, że byłam zaskoczona sklepem w moim niewielkim miasteczku, gdzie wybór produktów nazwijmy to "ekologicznych" jest naprawdę imponujący. Jednak płatki drożdżowe, czy czarną sól kupuję w sklepach internetowych. Po pierwsze dlatego, że w sieci mogę na spokojnie porównać ceny i wybrać te najkorzystniejsze, a po drugie zwyczajnie nie mam czasu na jeżdżenie i szukanie po sklepach tego czego mi trzeba.

Jest sporo internetowych sklepów z wegańską czy też po prostu ze zdrową żywnością, mamy wśród nich swoje ulubione, ale cały czas rozglądamy się za nowymi, bo powstaje ich coraz więcej i mają coraz lepsze produkty i ceny. A to znaczy, że jest nas coraz więcej. I będzie jeszcze więcej, na pewno. :)


10 komentarzy:

  1. Muszę się zaopatrzyć w te przyprawy, lubię dosypywać i mieć w słoiczkach różności. Sól himalajską mam od dłuższego czasu, zresztą razem ostatnio kupowałyśmy. Czarna tez była, kupię następnym razem. Dzisiaj się wysmarowałam olejem kokosowym, całkiem fajny, nawet się tak nie ślizgał, czego nie cierpię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze pewnie pięknie pachniał... :)

      Usuń
    2. Akurat za kokosem nie przepadam, ani za zapachem, ani za wiórkami. Ale dosyć ładnie się wchłania. Podobno piling cukrowy z olejem kokosowym jest fajny. Pod oczy tez jest bardzo dobry. Odżywia paznokcie i skórki. Można też nim zmywać makijaż. Jestem w fazie testów. :)

      Usuń
    3. Jeszcze można nim olejować włosy.

      Usuń
    4. Oraz smarować chleb, w zastępstwie masła. A jak zapach przeszkadza, to można kupić rafinowany.

      Usuń
    5. Wolę te nie wyrafinowane wiewiórki. ;) Zresztą mam już cały słój do zużycia, to co będę wybrzydzać.

      Usuń
  2. Płatki drożdżowe kupiłam w tutejszym Intermarche. Nie mam nic przeciwko wegańskiej kuchni, ale tak nie lubię kuchennych czynności, że upraszczam jak tylko mogę. Wiem, że w sumie to kwestia składników, a czas poświęcony na gotowanie taki sam, ale muszę przełamać lenistwo. Myślę i tak o zmianach, więc prędzej czy pózniej to się stanie. Mówię, jak jest:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze prawisz. To tylko kwestia składników. No i tej odrobinki zapału na początek. A czas ten sam. Spróbuj tych płatków. Zamierzam zachęcać i podsuwać pomysły. Taki mam plan. :)

      Usuń
  3. Uwielbiam przyprawy bez nich nie ma dla mnie jedzenia, najlepiej świeże, choć suszone (oczywiście najlepiej samodzielnie) mają zupełnie inne działanie.
    Odnośnie płatków drożdżowych to pewnie wiesz jako weganka, że choć smakowite nie uzupełnią braków zapotrzebowania na witaminę B (trzeba ją zakupić i to nie tą apteczną, bo tam tylko 10 %).
    Sól himalajska jest jednak tylko solą (też używam) i należy patrzeć tylko na dodatki. Najlepsza sól jaką używałam to brudna w wyglądzie sól bretońska (była mokra w worku foliowym i do bólu słona). Jednak sklep jej powtórnie nie sprowadził (chyba tylko ja ją kupowałam 25 zł/ kg, później przecenili).
    Tofu uwielbiam w każdej postaci, ale najbardziej smażone (chyba tylko to smażę) na głębokim tłuszczu w panierce z sezamu.
    Odnośnie narzekaczy. Ja też nie przepadam za pobytem w kuchni. Właściwie gotuję tylko w niedzielę. Część mrożę (dla kota zawsze) i odgrzewam w trakcie tygodnia to co rano wyjmę do lodówki z zamrażalnika. Gotuję też na dwa, trzy dni kasze, makarony i na bieżąco niektóre warzywa. Brokuł to tylko 7 min. Na drugi dzień może być na zimno w sałatce, albo do pracy. Zasadę mam jedną codziennie cześć posiłku świeża. Sałatka to dosłownie 5 min. roboty.
    Fajnie, że promujesz zdrową żywność.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak miło że do mnie tu zaglądasz. Odkryłam w sobie tyle zapału do kuchennych eksploracji, odkąd zmieniłam sposób żywienia, że aż sama się temu dziwię. I już sama świadomość tego, ilu rzeczy jeszcze nie spróbowałam, jest dla mnie powodem do radości. A ten blog ma być zachętą do bliższego przyjrzenia się temu co jemy i otuchą dla tych, co odwagi albo siły nie mają na wprowadzanie zmian. :)

    OdpowiedzUsuń