Tak sobie dziś rozmyślałam, przy robieniu gołąbków, że potrawy roślinne nie pojawiły się w naszej kuchni dopiero teraz. Jadamy je przecież od lat, tylko dawniej nie nazywaliśmy ich wegańskimi :)
Takie na przykład gołąbki. Od zawsze były jedną z ulubionych potraw w naszym domu. Miały wersję mięsną, ale też i bezmięsną. Najczęściej to był ryż z grzybami, raz czy dwa spróbowałam nadzienia z kaszy gryczanej.
Teraz pozwalam sobie na więcej różnorodności w komponowaniu gołąbkowego nadzienia. Na początek trochę inspiracji z netu, a później hulaj dusza! Jak to zwykle bywa z moim gotowaniem :)
Dziś nadzienie z ziemniakami, pieczarkami i suszonymi pomidorami. Porządnie przyprawione pieprzem, trochę czosnku.
Ziemniaku najpierw ugotowane (niech żyją resztki z poprzedniego dnia!), potem ubite, ale niezbyt dokładnie.
Nadzienie nie wygląda zbyt fotogenicznie. Ale mówie Wam: smakowało obłędnie!
Dodatkowo, moje ostatnie odkrycie gołąbkowe: używam kapusty włoskiej zamiast normalnej. Nie wiem dlaczego nigdy wcześniej na to nie wpadłam! Podejrzałam to na blogu Vegenerata Biegowego. Zawsze męczyłam się topiąc wielką kapuścianą głowę w garze pełnym wrzątku, żeby zdjąć jeden po drugim jej liście. Okropnie żmudna robota. Kapusta włoska natomiast pozwala sobie zdjąć listki bez problemu i dopiero później wkładam je luzem, na chwilę, do gorącej wody, żeby trochę zmiękły i dały się ładnie zawinąć.
Dodatkowa zaleta kapusty włoskiej: gotuje się znacznie szybciej niż z normalna biała. Nareszcie nie muszę poświęcać połowy dnia na przygotowanie gołąbków!
Ostatnia fotka już wieczorna, więc, jak zwykle, jakościowo dość nędzna. Ale gołąbki były pyszne!
Takich potraw wegańskich bez weganizmu i u Was na pewno się parę znajdzie.
Okazuje się, że kuchnię roślinną znamy od lat!
Znakomicie zdejmują sie liście z kapusty kiszonej w calych głowach, a i smak jest rewelacyjny takich gołąbków!
OdpowiedzUsuńOooo, tylko skąd taką kiszoną głowę wytrzasnąć. Od razu mówię, że do kiszenia głów w beczkach jeszcze nie dojrzałam ;P
UsuńZrobilam wg Twego przepisu, dobrze zapieklam, najlepsze byly na drugi , trzeci dzien, wspaniale!
OdpowiedzUsuńOjej, bardzo się cieszę :) U nas niestety nie ma szans spróbowania czegokolwiek na trzeci dzień, a nawet na drugi jest bardzo rzadko...
Usuń